Lecą z drzewa jak dawniej kasztany

 4 października Złociście brązowo i mgliście zielono… jesień, jesień. Ostatnie promyki słonka ukradkiem zerkające zza nabrzmiałych chmur. W takiej to aurze wybraliśmy się po śliczne brązowe i lśniące kasztany – starym szlakiem z Owińsk przez Dziewiczą Górę do Czerwonaka. Na starcie zameldowało się 28 osób, z tego połowa z kijkami nordic walking. Na przekór sceptykom nasza kijkowa sekcja rośnie w siłę. Pogoda raczej mało zachęcająca, wiatr i nisko sunące chmury. Pocieszamy się, że jesień wszak zmienna jest. O historii miejsc i urokach szlaku pisałem w poprzednich opowieściach, więc tylko zaświadczę, że nadal jest urokliwy i świetnie się nim maszeruje W okolicach leśniczówki robimy pierwszy popas i nie ma mocnych, sekcja gimnastyczna zaprasza na ćwiczenia. Nieco niemrawo to idzie, ponieważ jest więcej widzów niż ćwiczących, ale niech patrzą i zazdroszczą. Pod kierunkiem Kai i Halinki – dwóch naszych „gumeczek” dziarsko wywijamy kończynkami i kłaniamy się ziemi-matce. A jak smakują po tym trudzie kanapki jedzone na omszałych ławeczkach.Nieźle radzą sobie zaprzęgi kijkowe. Gosia oddawszy Agrafkowi plecaczek wysforowała się ze Zbyszkiem tak, że trudno ich dogonić. Zapewne „zwiali” z wycieczkową kasą przeznaczoną na obiadek w Czerwonaku. – rzucam podstępnie myśl. Grozą wieje po zebranych, a miał być taaaaki obiadek. A tu ani skarbnika ani obiadku. Klęska! Dopadamy naszych liderów już w Czerwonaku. No i po co te podstępne podejrzenia, te kalumnie i niecne podszepty. Okazuje się, że kasa leży sobie bezpiecznie w Gosi plecaczku, ale na plecach nieświadomego niczego Agrafka. No cóż, okazja do defraudacji przeszła bokiem, ale pomówionko poszło w świat. Oj, wstydź się Agrafku, wstydź!!!Z entuzjazmem i apetytem pałaszujemy smaczny obiadek w gminnym ośrodku sportowym i jak zawsze zadowoleni wracamy do Poznania.A kasztanki? Kasztanki owszem będą w najbliższym czasie, w opowieściach zaproszonego na herbatkę u Małgorzatki ułana  

 

Agrafek