Zaniemyśl poraz drugi

Tak niedawno szukaliśmy pierwszych oznak wiosny a tu już środek lata i jakby ku jesieni szło. A może to za sprawą pogody, szaro, mgliście i nieomal jesiennie. 16 harcowników i 15 spacerowiczów wybrało się do Zaniemyśla. Harcownicy mieli pokonać 15 km a spacerowicze przyjechać autobusem. W cichości ducha marzyliśmy o pluskaniu w jeziorze i poleniuchowaniu w słonecznym ciepełku.A tymczasem powietrze było aż gęste. Nieruchomo stało w dusznej wilgoci. Na polach zżęte zboże w malowniczych pryzmach i ołowiane niebo zaczepiające o wierzchołki drzew. Tupaliśmy dzielnie, ciesząc się, ze przynajmniej komary i wszelakiego rodzaju żarłoczny drobiazg nas nie obsiada. I chyba najszczęśliwszy był Arguś cudowny labrador w służbie Mariusza. Stanęliśmy na krótki popas na przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami i zaczęły się psie harce w wodzie z prychaniem, otrząsaniem i pływaniem stylem ogonkowym. A ludzie stali i zazdrościli, oj jak zazdrościli. W końcu psiak dał się namówić na wyjście z wodnej kipieli i acz niechętnie powędrował dalej. Pogłaskaliśmy naszego przyjaciela, sękaty, stary, ale jary dąb "Dziadek", który ma się dobrze i nadal tajemniczo szumi pradawne klechdy i opowieści. A nas złapał deszcz. Duże rzęsiste krople zamgliły krajobraz, tak że trzeba było wyciągnąć pelerynki i pałatki. Spacerowiczom wiodło się nie lepiej. Na Wyspie Edwarda nudy na pudy i tylko sympatyczny kot pomrukiwał konspiracyjnie. Małe, co nieco w ośrodku, trochę gawęd pod ogródkowymi parasolami i wymarsz kapturów i plecaków - tym razem do poznańskiego autobusu. Ale nóżki nie zardzewiały. A o to przecież chodziło.