• Zwiedzamy Kołobrzeg
    Zwiedzamy Kołobrzeg
  • Zwiedzamy ogród w Dobrzycy
    Zwiedzamy ogród w Dobrzycy

Turnus w Dżwirzynie

Dzień pierwszy. – 17 VI

O nieludzkiej godzinie, bo o 5 00 spotykamy się na dworcu PKP i stąd   osobowy pociąg w „zawrotnym” tempie wiezie nas do Kołobrzegu. Tam czeka już na nas wynajęty autobus i po pół godzinie  w pensjonacie „Joanna”. Drewniane domki o sienkiewiczowskich miłych sercu nazwach „Podbipięta”, „Zagłoba”, „Kmicic”, „Oleńka”, Michał” rozrzucone są wśród starych sosnowych drzew. Przed domkami stoliki, ławeczki i pięknie   zadbane rabaty z kwiatami - pierwsze wrażenie bardzo korzystne. Dziarsko rozpakowujemy walizy, pierwszy smakowity obiadek i biegniemy przywitać się z morzem, które słychać tuż za ogrodzeniem pensjonatu   

Jakie atrakcje nas tu czekają?. Pogoda piękna, morze bliziutko, więc zapowiada się ciekawie.Po kolacji krótkie zebranie organizacyjne; Paweł podaje orientacyjny plan pobytu uzależniony wszak od pogody. Biegniemy na plażę podziwiać zachód słońca a potem przy akordeonowych szlagierach kuzyna Tomka, [też Pawła] pląsamy na placyku przed domkami.

      Dzień drugi

Trzeba poważnie traktować wypoczynek, czyli dzień zaczynać od gimnastyki [6 osób] wykonywanej rankiem na plaży. Leciutka bryza, ptaków przeloty i my w wygibasach baletowych. Wprost cudowny obrazek.

Przed obiadkiem gremialnie plażą idziemy do portu z ładnym pirsem. Zjadamy całkiem pyszne lody i kontynuujemy zwiedzanie promenady.

Popołudniowe zajęcia sportowe zostają odwołane z powodu zbierającej się burzy. Nie odstrasza to ciekawskich, zaglądamy do hotelowych basenów aby poznać „menu”. Jedna odważna kąpie się w morzu, choć woda zimna jeszcze.

A wieczorem mamy bankiet urządzony przez właściciela pensjonatu, życzliwego i dbającego o gości. Mamy imponujący zestaw dań rybnych i mięsnych, zupek i napojów. A wszystko to nad podziw smakowite. Tańczymy przy dość upiornej muzyce mechanicznej serwowanej przez DJ. A za oknem burza co się zowie. Pozbawieni w pewnym momencie światła tańczymy przy świecach i niezawodnym akordeonie kuzyna Tomka.  Miło i swojsko bez tej dyskoteki.

       Dzień trzeci – 19 VI

Gimnastyka osób 6. Pogoda wietrzna i sztormowa. Idziemy spacerkiem zakutani w sztormiaki do jeziora. Resko.

Po południu łaskawe słonko uprzyjemnia zawody rehabilitacyjne. Po solidnej rozgrzewce Tomek formuje dwie drużyny mające na celu wrzucić piłkę do bramki przeciwnika. Dźwiękowa piłka lekarska pozornie jest łatwa w manipulowanie, ale tylko pozornie. Parkietowe rugby wyzwala takiego ducha walki, że trudno w kłębowisku ciał odróżnić poszczególnych zawodników. Niekwestionowanym zwycięzcą okazuje się Paweł, choć pozostali zawodnicy dali z siebie wszystko. Mamy odpowiedni serwis zdjęciowy, bo i okazja nietypowa.

Następnie Tomek zaprasza na materace na ćwiczenia parkietowe i różne fikołki. Bezkonkurencyjne są Kaja i Dorotka, choć pozostali ćwiczący demonstrują całkiem zadawalającą sprawność fizyczną.

A wieczorem tradycyjna wyprawa na podglądanie słoneczka, które zachodzi w chmurkach i czerwieni.

     Dzień czwarty – 20 VI

Deszczowy i mglisty dzień. Ćwiczy tylko 3 osoby. Wypad na szlak odwołany. Zajmujemy się indywidualnie i w małych grupach.

O piętnastej pod namiotem dalsza część zawodów. Tym razem jest piłka toczona do bramek, Drużynowe zawody z piłką w kilku wariantach. [dwie drużyny po 8 zawodników] Zdecydowaną faworytką jest jedna z naszych maskotek,  Amelka dzielnie wspierająca drużynę Zbyszka. Pozostałe maskotki Maja i Ada dzielnie jej kibicują. Oczywiście, mając taką zawodniczkę drużyna Zbyszka wygrywa. Wprawdzie Pawełek usiłował pokombinować z wynikami, ale kamera zarejestrowała pilnie przebieg zawodów.

Następna konkurencja polega na szybkim podawaniu piłki ponad głową a następnie przekazywanie jej pod stopami i znowu nieoceniona Amelka zdobywa dla swojej drużyny punkty.

O godzinie dziewiętnastej zbiorowo zaklinamy pogodę turystyczną piosenką.

Dzień piąty - 21 VI

Gimnastykuje się 6 osób a aura nadal deszczowa. Zaklęcia nie pomogły, może za mało byliśmy przekonywujący.

Ale nic to. Jedziemy wynajętym autobusem do Kołobrzegu. Mamy ambitny plan zwiedzania. .

Spotykamy się z przewodnikiem, który ciekawie opowiada o przeszłości teraźniejszości tego najstarszego  na Pomorzu Zachodnim grodu W jego towarzystwie oglądamy ratusz, odrestaurowany  a raczej zbudowany na nowo rynek, basztę prochową, katedrę z pomnikiem tysiąclecia, oraz park z licznymi fontannami i starannie pielęgnowanym zróżnicowanym drzewostanem.

Zdarzył się drobny incydent, Marcin pragnąc uwiecznić się na tle fontanny wpadł do niej mocząc się obficie. Niefortunnego pozowicza Kaja musiała taksówka odwieźć do Dźwirzyna.

W Kołobrzegu jest wiele do oglądania, ale niestety czas nas goni, bowiem godziny posiłków są sztywne.

Po obiadku ćwiczymy z zapałem. Po gimnastycznej rozgrzewce Tomek pokazuje podstawowe chwyty stosowane w samoobronie, ćwiczenia siłowe, ćwiczenia na orientację, między innymi dźwiękowy zegar. Zabawa jest pyszna i uświadamiająca braki kondycyjne zawodników.

Dzień szósty – 22 VI

Dziś ćwiczy 7 osób. Po śniadaniu mamy niebywała atrakcje, ponieważ          Dźwirzyno może się poszczycić utalentowanym rzeźbiarzem ludowym Stanisławem Setą. Wspaniały twórca, który z prostego drewnianego klocka potrafi wyczarować niepowtarzalne dzieła. W twórczości jego przeważają tematy marynistyczne, biblijne i mitologiczne. Po galerii pod chmurką oprowadza nas małżonka rzeźbiarza, także artystka wyczarowująca w kaszubskim hafcie nadmorska florę. Jesteśmy zauroczeni klimatem galerii i panią Setową.

Następnie zwiedzamy stanicę harcerską z pięknymi drewnianymi domkami. Hej gdzie te czasy namiotów i totemu. Ucywilizowało się harcerstwo i straciło ducha Baden-Powella.

Po obiadku grupka wodniaków pędzi do hotelu Senator na igraszki wodne w basenie. W programie aerobik, różne bicze wodne, sauny suche i parowe, oraz jacuzzi. Najbardziej cieszą się nasze trzy maskotki Amelka, Ada i Maja. Tyle pluskania…. Całe 1,5 godziny

       Dzień siódmy - 23 VI

Gimnastyka osób 6. Budzimy zainteresowanie wymachując kończynami na plaży. Ale też sporo ludzi o rannej porze biegających, spacerujących i z kijkami.

Dziś korzystając z pogody planujemy eskapadę brzegiem morza z Grzybowa  do naszego ośrodka. Do Grzybowa jedziemy busikami. Plaża przyjazna, mało kamieni. Wędrujemy z kijkami [Paweł i Gosia w tandemie z uprzężą] pozostali, jak komu wygodnie: z kijkami lub bez. Nareszcie słonko, słonko i morska bryza. Mamy odważną syrenkę, wprawdzie na krótko, ale zanurza się w całkiem zimnym Bałtyku.

Po obiedzie wszyscy zbieramy się pod namiotem, gdyż mamy pokaźny wysyp solenizantów Maskotki - Maja świętuje 4 rok życia, Ada 3. natomiast Wanda i Zenek obchodzą imieniny. Śpiewamy rozgłośnie sto i jeszcze więcej lat, wręczając całej czwórce drobne upominki.

Po kolacji bohaterowie dnia zapraszają łaziki na bankiet co się zowie. Jest i szampan i wino, oraz słodkie pyszności. I jak tu trzymać linię? Wieczór upływa przy śpiewie i dowcipach, którymi także raczy nas rezolutna Majka i jej dowcipy są najbardziej „dowcipne”

. Dzień ósmy – 24 VI

Niedziela i na gimnastyce tylko 4 osoby. Po powrocie z kościoła robimy sobie niezobowiązujące dwa spacery, przed i po południu. Trzeba wykorzystać czas gdy nie pada i słoneczko czasami wybłyskuje zza chmur.

          Dzień dziewiąty – 25 VI

Gimnastyka 5 osób ćwiczy w namiocie rozrywkowym. Deszcz, deszcz. Smętnie snujemy się pomiędzy domkami i zapełniamy czas zajęciami własnymi.

Po obiedzie silna grupa wyrusza do hotelu Senator na zajęcia w wodzie. Po powrocie opowieści o aerobiku wodnym, saunach i fińskich uciechach w postaci zimnych biczy i lodu na rozgrzane ciało.

Dzień dziesiąty – 26 VI

Gimnastyka 7 osób pod zadaszeniem. Pada z przerwami. Grupka chętnych w liczbie 8 osób wybiera się do Kołobrzegu aby obejrzeć zbiory oręża w muzeum broni. Tu doskonałym przewodnikiem okazał się Jurek, emerytowany pilot.. Nasi zupełnie niewidomi panowie byli zachwyceni jego umiejętnością pokazywania im prezentowanych w muzeum eksponatów i opowiadania o nich...

Pozostali obozowicze pod opieką Kai wędrują nabrzeżnymi szlakami w stronę Grzybowa. Na trasie spotykamy kilku niewidomych zgrupowanych na turnusie rehabilitacyjnym w pensjonacie Pionier. Umawiamy się wstępnie na wspólny wieczór.

Aby nie zgnuśnieć Tomek daje nam wycisk rehabilitacyjny. Mamy więc zajęcia gimnastyczne, z piłką lekarską i ćwiczenia na matach.

Po kolacji piosenką turystyczną zaklinamy deszcz a część grupy ogląda kultowy film „Sami swoi” – od lat bawiący pokolenia rodaków.

Dzień jedenasty – 27 VI

Słonko się zlitowało i na plaży ćwiczy 8 osób, ponieważ dołączają do nas dwie osoby z plaży. Dajemy więc dobry przykład.

Dziś mamy w planie magiczne ogrody w Dobrzycy, do których jedziemy wynajętym autobusem.

Ogrody Tematyczne Hortulus w Dobrzycy zostały założone w 1992 roku. Ich realizacja wciąż trwa. Obecnie do zwiedzania dostępnych jest 28 różnych ogrodów tematycznych. Łącznie zgromadzonych jest ponad 6 tysięcy gatunków i odmian roślin, w tym gatunki egzotyczne oraz unikalne. Ogrody znajdują się w wyjątkowo ciepłej strefie klimatycznej, gdzie zimy są łagodne i występuje dużo więcej opadów niż w innych rejonach kraju. Powierzchnia ogrodów to ponad 4 ha. Istotą tych ogrodów jest pokazanie układu roślin w kompozycjach ogrodowych i ich zastosowanie w poszczególnych ogrodach (stąd brak tabliczek z nazwami). Zwiedzanie Ogrodów Hortulus, poza oczywistym kontaktem z przyrodą, dostarcza doznań natury estetycznej i duchowej. Dlatego, też ogrody są podzielone tematycznie. Są wśród nich klasyczne, jak: japoński, francuski, śródziemnomorski, oraz te związane ze środowiskiem: ogród kamienny, skalny i wodny. Są też ogrody użytkowe, jak ziołowy, czy warzywny. Inne należą do grupy ogrodów zmysłu powonienia. Majstersztykiem w tej grupie jest ogród pachnący, w którym zgromadzono rośliny o wonnych kwiatach, liściach, pędach a nawet korzeniach. W tej grupie ogrodów są też trzy różne ogrody ziołowe oraz wspaniałe rosarium, bardzo atrakcyjne szczególnie w okresie letnim. Ciekawą grupę stanowią ogrody dźwięku (zmysłu słuchu), w których gra cisza..., szelest..., szum.... To ogród traw oraz ogród wodny.

Ogrody są jak obrazy ciągle malowane, zmieniają się w zależności od pory roku, czy pogody i zawsze są atrakcyjne:

Na terenie ogrodów znajdują się również grota, jaskinia, platforma widokowa oraz liczne elementy małej architektury: mosty, pergole, trejaże, fontanny, rzeźby. Te ostatnie najbardziej cieszyły nasze maskotki. Chciałoby się po ogrodach pochodzić i podumać, zachwycić się pięknem każdego kształtu i koloru, utrwalić niepowtarzalny klimat. Ale czas nagli, musimy zdążyć na posiłek

Może kiedyś tu wrócimy!

Po kolacji wybieramy się z zapowiedziana wizytą do Pioniera. I tutaj spotyka nas zawód. Goście przybyli a gospodarze się nie pojawili…….. Co myśleć o takim przyjęciu.  

Dzień dwunasty – 28 VI

Gimnastykuje się 6 osób pod pogodnym niebem. Dlatego Paweł ogłasza luzik. Wędrujemy po plaży swobodnie lub z kijkami. Kilku śmiałków moczy się w zimnym morzu. Jest beztrosko i radośnie.

Po obiedzie spora grupka chętnych idzie do „Senatora” na basen. Dwie godziny na aerobik, pluskanie, pływanie, jacuzzi. Odważni biorą saunę a potem polewają się kubełkiem lodowatej wody, lub nacierają lodem. Pyszna zabawa.

Do Joanny wracamy pełni entuzjazmu. Niby kubełek lodowatej wody, a ile radości….

Po kolacji mamy kiełbasowe rozkosze, czyli grill piosenki i piwo.

Dzień trzynasty – 29 VI

Do 6 gimnastykujących się dołączają spontanicznie dwie osoby z plaży. Niebo najbardziej błękitne z błękitnych, mewy zataczają powietrzne koła a my mamy poczucie niedosytu. Wszak jutro dzień ostatni.

Ktoś tam wysyła paczki aby się nie męczyć w podróży bagażem, ktoś robi ostatnie zakupy, ktoś się kąpie po raz ostatni. Opalamy się, chodzimy lub leżymy na plaży. Jest cieplutko, kolorowo i lekko nostalgicznie.

O godzinie 19 Paweł zwołuje pożegnalne spotkanie, podsumowujemy pobyt jako udany. Śliczne nasze maskotki wspierane przez koleżankę która przyjechała z rodzicami dają pod kierunkiem Lidki piękny występ. Lidka jest urodzonym pedagogiem-animatorem a dziewczynki wspaniałymi piosenkarkami i aktorkami. W ich wykonani „Czerwony kapturek” nabiera blasku, bo i kapturek i babcia i wilk są bardzo prawdziwi. Aktorzy, ponieważ w dzielnego myśliwego wcielił się dziadek maskotek – Eugeniusz – otrzymują gromki aplauz.

Śpiewamy pożegnalne piosenki. Takie tu lasy i takie drzewa, że się nie chce wracać do domu. Oj. nie chce….

          Dzień czternasty – 30 VI

Domki posprzątane, bagaże spakowane. Czekamy na ostatni obiad i autobusem do Kołobrzegu, skąd osobowym pociągiem pojedziemy do Poznania.

Właściciel pensjonatu Joanna żegna nas serdecznie i zapewnia, że mamy zawsze miejsce w jego sercu i w domkach. Miło to słyszeć.

Zostawiamy w księdze pamiątkowej nasz ślad: „Członkowie poznańskiego klubu turystycznego niewidomych i słabo widzących „Razem na Szlaku” ogłaszają wszem i wobec, co następuje:

- za ciepłe przyjęcie,

- za jedzonko „jak u mamy”

- za smakowite rybki,

- za sienkiewiczowskie domki,

- za to, że taki pensjonat jest w Dźwirzynie,

D z i ę k u j e m y!

A gdy nas turystyczne szlaki przywiodą w okolice jeziora RESKO, chętnie i radośnie, ponownie tu zawitamy.

A teraz, czas powrotu, czas powrotu.”

I tak oto zakończył się nasz letni wypad klubowy. Jesteśmy dość zgraną i znającą się od lat grupą. Nie zawiedli nasi wypróbowani przyjaciele-przewodnicy i dzielnie nas wspierali pomocą. Dziękujemy Wam Kaju, Gosiu, Jurku, Dorotko, Kasiu i Zenku