Pożegnanie Jurka

Odszedłeś, odjechałeś, odleciałeś, każda określenie  jest dla Ciebie właściwe. 

 

W dniu 22 czerwca pożegnaliśmy wolontariusza, kolegę i przyjaciela Jurka Kazimierczyka, majora wojsk lotniczych w spoczynku, który dzielił nasze klubowe życie od ponad dwudziestu lat. Z Jurkiem łączyły nas nie tylko wspólne wyprawy turystyczne w których uczestniczył w charakterze wolontariusza-przewodnika, ale także silne więzy koleżeństwa i sympatii.

Trudno napisać o kimś, kto był zawsze tam, gdzie być powinien, spokojny, rozważny i uważny. Jurek - wytrawny as powietrzny nie tylko opowiadał zajmująco o lądowych i podniebnych przygodach swoich, i kolegów, ale też dzielił się z nami głęboką wiedzą, był bardzo oczytany i ciekawy świata.

Nie potrafię zliczyć ile szlaków leśnych, górskich i nadmorskich razem przeszliśmy, ile obozowych biesiad przy ogniskach. Nie pamiętam ile zabytków i „miejsc ciekawych” poznaliśmy. Jurek był zawsze z nami. Na każdym rajdzie umiał wypatrzeć i znaleźć jakieś interesujące elementy i prowadził nas aby pokazać i opisać krajobraz, architekturę, czy nietypowe detale.

To za jego przyczyną - my „naziemne” istoty - poznaliśmy budowę i zasady działania SU-20, które pieczołowicie wraz z kolegą złożyli. Jaką nieopisaną uciechę mieliśmy zasiadając w kabinie pilotów i w otoczeniu zegarów pokładowych manipulowaliśmy wolantem. A te loty nad Poznaniem i w Gądkach, które odbyliśmy dzięki kontaktom Jurka. Chwila zadumy w wysłużonej Dakocie.

Nie wiem, w którym momencie i jak to sie stało, że zawłaszczyliśmy dla siebie Jurka i Dorotę, a może odwrotnie. Dość, że w klubowych wypadach staliśmy się nierozłączni. Jurek i Zbyszek mieli wspólne wspomnienia z poznańskiego „Marcinka” - liceum im. Karola Marcinkowskiego i jak zapamiętałam z ich opowieści, obaj byli niezłymi „wywijasami”. Ponadto obaj panowie należeli do gatunku homo politicus i potrafili sie tak zadyskutować, że ja biedny ogonek biegnący za nimi nie nadążałam. W końcu w ramach dobroci dla zasapanego owego „ogonka” nieco zwalniali.

Dzięki pasji poznawczej Jurka nie tylko dokumentnie zwiedziliśmy prom pasażerski , kilka bunkrów i okrętów, ale także odbyliśmy sentymentalną podróż do Rędzikowa k. Słupska gdzie mieliśmy okazję zapoznać się z powietrzną flotyllą. To był niezapomniany czas. A te wspólne rajdy i wypady ze sławetną kąpielą Zbyszka w Grajcarku, jakieś zagubione w deszczu bieszczadzkie połoniny, zamki, lochy, klasztory i katedry.

Ten wypad do zakopiańskiej „Karczmy Zbójnickiej” w której nas witano serdecznie, bo „przeca pany awijatory” tutki bywały” no i „pan awijator” został bezbłędnie rozpoznany.

Te wspaniałe jabłka i śliwki które przywoził Jurek i których smak wspominam. Tyle wspólnych dobrych chwil, tyle wspólnych wspomnień.

Nie chce pamiętać o chorobie Jurka, o stopniowym oddawaniu sił żywotnych. W naszej, mojej pamięci pozostał z tym swoim ciepłym uśmiechem, z życzliwym odzewem, „już jestem twoja lokomotywka”, którym oznajmiał Zbyszkowi gotowość do wymarszu.

I wiem, że tam na niebieskich trasach prowadzisz eskadrę srebrnych ptaków. Nie żegnamy Cię Ikarze, bo póty jesteś z nami, dopóki pamięć trwa.

Maria Niesiołowska