Pierwszy najazd na Anię

Pierwszy najazd na Anię. Sobota [9 lipca]

      Wyraźnie rozbisurmaniliśmy się w Kudowie. Mało nam było tuptania po szlakach i ścieżkach, to zrobiliśmy w 29 osób najazd na Anię. Ania mieszka na obrzeżu uroczej miejscowości Tulce pod Poznaniem. Wokoło zboża i samotne drzewa. Wymarzone miejsce na letni piknik.

Jak zwykle grupa się podzieliła na harcowników [10 osób] i pozostałe stateczne towarzystwo lubiące autobusy. Przezorny Paweł i Irenka dowieźli prowiant i inne utensylia nieodzowne do biwakowania.

Tymczasem harcownicy pod opieką Kai mieli przemaszerować 8 km i dołączyć do reszty towarzystwa.  Ale jak to bywa na duktach, w sprawę wdało się leśne licho, które podstępnie ukryło oznaczenia szlaku i zacierając łapki skierowało nas na polną drogę prowadzącą do szosy. Psotne straszydełko zafundowało nam dodatkowe 4 km. Na przekór chochlikowi pokonaliśmy dziarsko dodatkową przestrzeń i wpadliśmy z okrzykiem do „bazy” ale jak nam smakował placek i babeczka wypieku Ani oraz drożdżówka. Odsapnąwszy nieco najazdowicze zgodnie zakrzyknęli. „Chlebusia, smalcu i ogórków”. Ach co za niepowtarzalny smak, ach jaka uczta…..

Grzecznie poczekaliśmy na kiełbaski pieczone i sałatkę. Jakaś herbatka, jakieś piwo i mineralna. Nie, nie podejrzewajcie nas - sympatyczni czytelnicy kroniki - o obyczaje Hunów czy szarańczy. Piknik był oczywiście składkowy.

Po sutym posiłku czas na rajdowy repertuar. Mamy już klubowe nagłośnienie wspomagające naszą attache kulturalną czyli niezastąpioną Lidkę, która w sposób znakomity rozruszała i rozśpiewała towarzystwo. Piosenkom i żartom nie końca było …

A Ania? Ania nie tylko dzielnie przetrzymała pierwszy zajazd w Tulcach, ale była mu bardzo rada. Zagroziliśmy uroczej gospodyni, że z nowym rokiem, a może i wcześniej powrócimy….