Na szlakach Wolińskiego Parku Narodowego
17. 05 – sobota
Nie mamy zbyt tęgich min. W Poznaniu „przekropnie” ale Paweł , kierownik naszej wyprawy twierdzi, ze będziemy mieli pogodę jak drut. Na przywitanie niespodzianka nasz wehikuł jest spóźniony i to sporo. Pilnie go wypatrujemy. Dobrze ,że przedziały zarezerwowane i każdy zna swoje miejsce. To się nazywa organizacja.
W Szczecinie – Dąbiu pniemy się z mozołem na niebotyczne schody [niektóre modnisie na obcasikach] aby czarterowym autobusem dotrzeć do kurortu. Tutaj dopisuje nam szczęście. Prom jakby na nas czekał [a rejsy są cogodzinne] Przeprawiamy się na lewy brzeg Świny podziwiając elegancką secesyjna zabudowę. W pensjonacie „Koral” , skąd nocą słychać wyraźnie szum morza, instalujemy się na dwa tygodnie przygody. Po obiedzie zwiedzamy galerię miejscowych artystów i odprawa na stojąco, jutro niedziela czyli czas na aklimatyzację, czas zajęć własnych.
18.05 – niedziela
Pochmurno i wietrznie, brr zimno. Część grupy idzie do kościoła garnizonowego, część leniuchuje. Po południu robimy rekonesans po przyległych ulicach i plażą w stronę niemieckiej granicy.
Zabytkowa dzielnica nadmorska w której mieszkamy jest pięknie usytuowana pomiędzy promenadą i oddzielającym ją od śródmieścia pasem zieleni. Większość różnorodnej zabudowy to pensjonaty, sanatoria i domy wczasowe pochodzące z lat 1899 - 1913. Szczególna uwagę zwracamy na architekturę domów "Posejdon", "Meduza" i "Kolejarz" a także na miłą willę „Czekoladka”
W starym parku, w samym środku nadmorskiej promenady znajduje się muszla koncertowa zbudowana w 1926 roku. Obecnie w muszli stale coś się dzieje, odbywają się liczne koncerty, festyny i występy dla dzieci.
19. 05 – poniedziałek
Zapada niepodważalna decyzja. Kto się gimnastykuje. Nikt? Niemożliwe! Formuje się żelazna czwórka w osobach Kai, Marysi, Jurka i Zbyszka. I w tym składzie pozostanie do końca. Codziennie o godzinie 7 rano gimnastyka na plaży i truchcik brzegiem morza do linii granicy. W powrotnej drodze nieodmiennie odbiera nas p. Sylwester, który sprawdza czy dokładnie odrobiliśmy lekcje.
Nadal zimno i pochmurno. Niemniej szkoda dnia. Idziemy plażą do tzw. Wiatraka. - znak nawigacyjny w kształcie wiatraka - symbol Świnoujścia, obecny także na logo miasta. Chwilę odpoczywamy pod jego skrzydłami i ruszamy dalej do Zachodniego Fortu Artyleryjskiego . Otoczony fosą zespół zachodniego fortu artyleryjskiego wybudowany został w latach 1848 - 1880, później wielokrotnie był modernizowany. Jedna z jego bram wjazdowych prowadzi dziś do Parku Zdrojowego.
Następny etap to Fort Anioła - przepiękny, obserwacyjno-ogniowy rotundowy bastion zbudowany został w latach 1855 - 58, a przypomina kształtem Mauzoleum Hadriana w Rzymie (obecnie Zamek Św. Anioła). Do fortu prowadzi monumentalna brama .
Wracamy po własnych śladach do „Korala”. Wieczorem robimy wieczorek piosenki turystycznej.
20. 05 – wtorek
Wypad do sąsiadów. Traktat z Schengen to cudowny wynalazek i Unia także. Dowody do torebek, powrotny bilet i hajda do eurobusu. Robiąc po drodze przystanki zwiedzimy tzw. „uzdrowiska cesarskie” – seebady.
Rozpoczynamy od końca szlaku czyli od Benz., sporej wisi z kościołem z przełomu XV i XVI w. z cennymi XIX-wiecznymi organami.
Nastepny etap szlaku [widziany z okien busu to wieś Pudagia., dalej Seebad Bansin - najmniejsze ale najstarsze z „cesarskich kąpielisk”, gdzie poza kurortem znajduje się port rybacki, i duży targ rybny należący do największych miejscowych atrakcji.
Kolejny etap - Seebad Heringsdorf to najbardziej ekskluzywny kurort niemieckiego wybrzeża., kiedyś bywał tu niemiecki cesarz Wilhelm II. . W 1995 r. wybudowano molo, jedno z najdłuższych na Bałtyku, liczące niemal pół kilometra długości. Molo jest imponujące zadbane czyściutkie i funkcjonalnie pomyślane.
I ostatni etap - Seebad Ahlbeck Uzdrowisko rozkwitło dopiero w XIX w., kiedy modne wśród najwyższych sfer stało się odwiedzanie kurortów w okolicy Świnoujścia i samym Świnoujściu. Bawił tu m.in. w 1905 r. cesarz Austrii Franciszek Józef I. Jedną z największych atrakcji ekskluzywnego kąpieliska jest zabytkowy pawilon kawiarniany na molo.
Wszystkie „seebady” są pełne secesji, wypucowane i wesołe. Nie ma tu wszechobecnych na naszej stronie bud i budeczek, wszelkiej maści stolików i rozłożonych na chodnikach „sklepików” Ale za to królują rowery karnie ustawione w szeregi, zamocowane do metalowych poręczy i słupków. Sąsiedzi przesiedli się na nie masowo.
21. 05 - Środa
Kto był kiedykolwiek w Międzyzdrojach na wyspie Wolin twierdzi, że miasto stało się
Grupa przede wszystkim idzie do alei gwiazd. Ręce wielkie i małe wątłe i pewne zdobią chodnikowe płyty. Niewidomi w skupieniu „witają się” z gwiazdami a potem zaczyna się buszowanie po zaułkach kurortu, smakowanie lodów i słodkości. Kilka ciekawskich myszkuje u bukinistów wynosząc tryumfalnie nabytki.
Słonko także wyjrzało - złoci, zieleni i niebieszczy uzdrowisko.
Wracamy zadowoleni, a wieczorem spacer aby pożegnać słoneczko. Te spacery będą towarzyszyć kilku zapaleńcom do końca pobytu niezależnie od pogody.
22.05 – czwartek Boże Ciało
Dzień na przedpołudniowe zajęcia własne. Po obiedzie zwiedzamy ponownie kurort. A jest co zwiedzać.
23.05 – piątek
Ponownie wsiadamy do eurobusu i jazda do Ahlbeck. Tym razem aby połazić, skosztować niemieckich specjałów i wrócić koniecznie per pedes.
24 .05 – sobota
No teraz dostaliśmy w kość. Paweł zarządził 17 km marszu plażą z Międzyzdrojów do Świnoujścia. Grupa się wyraźnie przerzedziła. I nie tyle długość trasy ile sypki piasek dały się we znaki. Skonani i zziębnięci członkowie wyprawy dotarli do mety. A pozostałe łaziki, wbrew nazwie człapały i leżały odłogiem.
Jako zadośćuczynienie lenistwu wieczorny śpiew od czoła. Ale jakiś taki niemrawy. Gdyby nie Lidka czołowa solistka – byłoby wstyd.
25.05 - niedziela
I znowu lenistwo czyli laba. Słonecznie choć wiatr dokuczliwy. Po południu przebieżka do „Wiatraka”. O mało nie zamieniamy się w baraszkujące nad morzem lotnie. Jest co podziwiać. Bajecznie kolorowe czasze kołyszą się w bezkresnym błękicie nieba ku zadziwieniu mew i Alek.
26. 05 – poniedziałek.
Nie ma lekko turysta, oj nie ma. Leje dokładnie, miarowo i rzęsiście. Zaplanowane w gospodarstwie agroturystycznym ognisko nie budzi entuzjazmu.
Autobusem podjeżdżamy do ukrytego w lesie kompleksu. Jest i kamienny krąg na ogień i zadaszone ławy i na dodatek dwuosobowa ludowa kapela „Dwojaki” [akordeon i ogromniasty bęben na którym rytm wybija dziarska niewiasta ustrojona w wyszywany serdak, czerwone korale. Resztę stroju dopełniają jak najbardziej współczesne ciuszki] Płyną wiec ogniskowe melodie przy wtórze tria, boć i Paweł dołączył z gitarą, Lidka dwoi się i troi a nawet bardziej. Śpiewa, zagaja, tańczy sącząc w przerwie od niechcenia kufelek. A i jedzonko mamy zacne, domowy placek, kawusia, herbatka, piwo koniecznie marki Bosman i kiełbaski pieczone w żarze ogniska. Humory dopisują, choć poza zadaszeniem nieźle ciurka a komary wielkie jak chrabąszcze dopadaja nieosłoniętych części biesiadników. I na nic rózne odkomarzacze, tną nieubłaganie. Nawet deszcz ich nie odstrasza.
Szef kompleksu jest łazikami zachwycony. Grupa śpiewa, bawi się wesoło a nie tylko moczy dzioby jak to się dzieje na różnych integracyjnych spędach. A my rośniemy z dumy. Hej nie ma jak emeryci i renciści.
27. 05 - wtorek
Przeprawiamy się na prawy brzeg miasta. Tutaj także sporo ciekawych rzeczy do poznania. Wędrujemy lasem do XIX-wiecznego Wschodniego Fortu Artyleryjskiego zwanego Fortem Gerharda, .
Następnie idziemy do Latarni morskiej - wysokiej na 68 metrów i liczącej ponad 300 schodów. Najwyższa nad Bałtykiem, jest zarazem jednym z najwyższych tego typu obiektów na świecie. Zasięg światła latarni wynosi 25 mil morskich. Z jej szczytu roztacza się przepiękny widok na Świnoujście, Zatokę Pomorską i Zalew Szczeciński. Przy latarni działa Muzeum Latarnictwa i Ratownictwa Morskiego. Można tutaj wykupić certyfikat potwierdzający przebycie owych kręconych schodów i zrobić pamiątkowe zdjęcie [ z tej możliwości korzystają masowo niemieccy goście]
28. 05 – środa
Tym razem wyruszamy na wyspę Wolin do zielonych zakątków Wolińskiego Parku Narodowego. Jedziemy aby na własne oczy obejrzeć turkusowe oczko. największą atrakcję miejscowości Wapnica. Jezioro Turkusowe, bo o nim mowa zawdzięcza swą barwę złożom kredy na dnie. Zajmuje powierzchnię 6,74 ha, ma głębokość 21,2 m . Powstało w wyrobisku dawnego kamieniołomu kredy, a związki wapnia nadają wodzie unikalną zielononiebieską barwę. Nad jeziorem leży wzniesienie zwane Piaskową Górą - punkt widokowy na jezioro.
Najpierw wspinamy się na punkt widokowy, by podziwiać jezioro, a potem na sam wierzchołek wzniesienia, aby z miną zdobywców spoglądać nie tylko na ten klejnocik, ale także na oblewające wyspę niezmierzone wody.
29. 05 – czwartek
Pogoda prześliczna. Mamy w perspektywie dwie godziny pływania i podziwiania.
Grupa dzieli się zwolenników wizyty u sąsiadów, tym razem na pokładzie statku wycieczkowego w jedną stronę i powrotu plażą, oraz na amatorów zwiedzania Świnoujścia z pokładu stateczku wycieczkowego Chateoubriand.
Mijamy mniejsze i większe stateczki zacumowane i pływające, promy transportowe z serii Bielik, prom linii Świnoujście-Ystad. Przepływamy obok przyrodniczego unikatu, którym jest rezerwat kormoranów. O prawo pozostania tych ptaków na ich miejscach lęgowych trwa walka miedzy ekologami i rybakami. Ale los kormoranów wydaje się być przesądzony, choć ryby w basenie to cała tablica Mendelejewa i są raczej niekonsumpcyjne. Mijamy Basen u-bootów. Dawny basen portowy Kriegsmarine umiejscowiony w sztucznej zatoczce Świny - baza łodzi podwodnych 4 szkolnej flotylli ze Szczecina, kutrów torpedowych i promów 8 AF - Flotille. Osiągamy znany „Wiatrak” i majestatycznie wracamy do portu.
Mamy jeszcze czas na sztafetę powitalną powracających z Niemiec piechurów. A pogoda się ustala na przyjazną. Smętnie brodzimy po plaży oblani szkarłatem zachodu. Tak szybko minął ten czas. Bez entuzjazmu śpiewamy pożegnalny repertuar.
30. 05 – piątek
Pogoda ustaliła się na uprawianie smażenia plażowego. Paweł ustala gremialne lenistwo czyli opalamy się chodząc, leżąc – jak kto chce. Rozfrunęło się towarzystwo ku swoim sprawom. Ostatnie zakupy pamiątek, ostatnie spacery ścieżkami i plażą, ostatnie łasowanie morskich i nie tylko – smakołyków.
Wieczorem podsumowujemy pobyt punktując go jako udany, pomimo pogody „w kratkę”. Śpiewamy pożegnalne piosenki i żegnamy się z morzem i wiernymi mewami a takoż nieomal oswojonymi łabędziami.
31.05 – sobota
Czas powrotu. Śniadanie – pakowanie – obiadek i autobus do stacji. Wyjeżdżamy z zapasem czasu, ponieważ promy kursują świątecznie. W związku z tym czas się wlecze jak makaron. Najważniejsze, że mamy miejsca [podstawiony skład] i docieramy do parnego Poznania bez opóźnień.
Do zobaczenia na górskich perciach, czyli w Szczawnicy.