Międzyzdroje u progu lata czerwiec 2005

Międzyzdroje u progu lata – czerwiec  2005

Co roku zastanawiamy się gdzie jechać, w góry czy nad morze. Uwierzcie, wcale nie trzeba wyjeżdżać za granicę żeby mieć obie te atrakcje naraz. Ci z nas, którzy w czerwcu spędzili tydzień w Międzyzdrojach, nie mają najmniejszych wątpliwości że to prawda? 23 czerwca mieliśmy w planie zwiedzanie latarni morskiej w Świnoujściu. Kto chciał, mógł wejść po schodach na wieżę i stamtąd podziwiać okolice. Prawie wszyscy skorzystaliśmy z niecodziennej okazji, po czym rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Starsi uczestnicy i mamy z małymi dziećmi - najmłodsze miało 20 miesięcy - wrócili autokarem do ośrodka POLINO, gdzie mieszkaliśmy przez cały tydzień. Reszta wolała spacer. Droga nie była daleka jak na zapalonych piechurów, tylko siedem kilometrów. Nie zamierzaliśmy iść plażą ani szosą, lecz przez las. Przy upale + 30 °C miło spacerować w cieniu drzew. I tu czekała nas niespodzianka: woliński teren nie jest idealne równy. Wspinając się na niewielkie wzniesienia, pomyślałam o Bieszczadach, krainie moich pierwszych górskich wędrówek. Trasa okazała się dłuższa niż myśleliśmy, lecz nie byliśmy zmęczeni. Wystarczyło nam sił na wieczorny spacer po plaży, podziwianie zachodu słońca nad Bałtykiem i zjedzenie ryby w smażalni "Złota Wydma", gdzie miłe panie proponowały smaczne świeże ryby. Wracaliśmy tam wiele razy, ale nie zawsze tą samą drogą. Na zwiedzenie wszystkich ciekawych miejsc w Świnoujściu i Międzyzdrojach nie mieliśmy czasu - dobrze, bo będzie okazja żeby przyjechać jeszcze raz - ale musieliśmy poznać Aleję Gwiazd i dotknąć odlanych w metalu dłoni najsłynniejszych postaci polskiego kina i teatru. Stamtąd już blisko na molo, niedawno rozbudowane przez niemiecką firmę "Adler", właściciela m. in. statku "Dania", który zabrał nas w rejs do Albeck. Przez około dwie godziny mogliśmy się spokojnie opalać i pić zimne napoje. O żadnej chorobie morskiej nie było mowy, czasem odczuwaliśmy lekkie kołysanie, co nie dawało nam zapomnieć iż ląd zostawiliśmy daleko w tyle. Wieczory przeważnie spędzaliśmy razem. Zawsze śpiewamy nasze ulubione piosenki, opowiadamy dowcipy, jeśli tylko można, przy ognisku. Niestety w tym roku nie mieliśmy szczęścia. Kiedy tylko zjedliśmy upieczone na ogniu kiełbaski, spadł deszcz i zagonił nas do budynku. No cóż, tak czasem bywa, co wcale nie przeszkodziło w zabawie do późnego wieczoru. Stali mieszkańcy Międzyzdrojów są z pewnością przyzwyczajeni do hałasu turystów, szczególnie w czasie letnich wieczorów i nocy Nasz ośrodek znajdował się przy ulicy, od wczesnego ranka przejeżdżały tamtędy samochody dostawcze. Hałas budził nas i trzeba było zamykać okna. Nie tylko samochody hałasowały, któregoś ranka usłyszałam przeraźliwy krzyk jakiegoś zwierzęcia. Dramat jaki rozegrał się wtedy na drzewie czy w trawie przypomniał nam, że wokół żyje przyroda, że jesteśmy daleko od miejskiego zgiełku.
Tekst Wiktoria W