Listopad - grudzień

Listopad pod tężniami

 

Patrzę na zdjęcie ciechocińskich tężni w zimowej szacie. Fotografia, znaleziona w Internecie, jest wspomnieniem weekendu 11-13 listopada, spędzonego w tym małym miasteczku. Nie była to moja pierwsza wizyta w Ciechocinku, tym razem jednak wróciłam oczarowana. Pora roku nie sprzyja pogodnym nastrojom, a jednak... Miałam wrażenie, że chodzę po wielkim parku, żółtość liści odznaczała się na szarym tle jesiennego zmierzchu, ich szelest pod nogami przypomniał mi dzieciństwo, kiedy lubiłam chodzić w parku po liściastym, kolorowym dywanie. Już pierwszego dnia, po rozpakowaniu bagaży w Ośrodku TVP SA "Zacisze", poszliśmy na krótki spacer po mieście. Niedaleko naszego ośrodka znajdowała się cerkiew pod wezwaniem Św. Michała Archanioła. Świątynia jest czynna, dwa razy w tygodniu odbywają się tam nabożeństwa. Miałam okazję, z koleżanką, uczestniczyć w niedzielnej liturgii. W listopadzie szybko zapada zmierzch, więc nie bardzo chce się długo spacerować. Lepiej wejść do kawiarni "Wiedeńskiej" na dobrą gorącą czekoladę lub kawę z bitą śmietaną, wykąpać się w basenie solankowym albo pozwolić sobie na 45-minutowy relaks w jaskini solnej. Wieczorami, jak zwykle podczas rajdów, spotykaliśmy się w świetlicy ośrodka. Mieliśmy w grupie solenizanta, Marcina, który poczęstował wszystkich wspaniałym, przywiezionym z domu plackiem. Jeśli ktoś postanowił na wycieczce trochę się odchudzić, musiał te plany odłożyć do lamusa, już o to zadbały panie ze stołówki. Jedna z nas poprosiła nawet o przepis na murzynka. Na sobotę zaplanowaliśmy wyjazd do Torunia. Mieliśmy przyjemność poznać historię miasta dzięki przewodniczce, Pani Stefanii Sierackiej. Wesoło było pod krzywą wieżą, mogliśmy się przekonać, kto z grupy ma na sumieniu jakieś zatajone grzeszki. Wystarczyło stanąć pod ścianą wieży, wyciągnąć ręce do przodu i próbować utrzymać pionową postawę. Przewodniczka pokazała nam również nowszą część grodu Kopernika, zaprowadziła do sklepu gdzie można było kupić pierniki. W niedzielę 13 listopada, w pociągu do Poznania długo dzieliliśmy się wrażeniami W domu jeszcze przez kilka dni myślami  byłam w "Tężniopolis" - jak nazwał to miasteczko urodzony w nim poeta Janusz Żernicki. Może uda się pojechać tam latem, choćby na festiwal muzyki operowej i operetkowej.

ANDRZEJKI
Andrzeju, Andrzeju Panny się starzeją. Latka szybko lecą, pociesz ich nadzieją.
Śpiewano drzewiej w andrzejkowy wieczór. I jako przódzi bywało, dorodnych panien dostatek ci, także i w łazikowym gronie. Ale aby pozostali goście się nie nudzili takoż znaleźli i dla siebie różne ucieszne krotochwile. Skrzyknęliśmy się tedy u Małgorzatki w naszej gościnnej salce czytelni. Ścisk był okrutny, bo miejsc mało a chętnych bez liku. Ale jakoś w 52 osoby upchaliśmy się dzielnie jako przysłowiowe śledzie. I zaczęliśmy biesiadę ducha i podniebienia. - Zapoznaliśmy się z wróżbami w andrzejowy wieczór czynionymi w różnych zakamarkach kraju, a piękne to wróżby i pełne nadziei. - Potem wróżyliśmy z daty urodzenia i z imienia pod opieka słynnej wróżki Lidki. - Trzeba było też wyciągnąć z kubeczka atrybut oddający cechę charakteru lub zawodu. I tu sprawdzało się nam w kratkę, Agrafkowi pióro w rękę nie wpadło, choć onym włada. - Losowaliśmy także numery. A każdy był opatrzony stosownym uczonym, bądź zabawnym cytacikiem. Nie obyło się bez wspólnego śpiewania naszych wypróbowanych przebojów. Spieszę donieść o przepysznych pączkach i innych smakowitych ciastach, sałatce i kiełbasce, no i szklanicy grzańca ku pokrzepieniu serc. Były też mandarynki. Oczywiście takie bogactwo jadła a i napitku ? herbatka, kawusia i wodeczka [a nie wódeczka] mineralna nie mogłoby się znaleźć na stole gdyby nie wspaniali sponsorzy. Sprawili nam przeuroczą niespodziankę. Chwała im za to.



Bóg się rodzi, Moc truchleje...

Tą uroczystą staropolską kolędą rozpoczęliśmy 18 grudnia uroczysty wieczór wigilijny. Łaziki w liczbie 73 osób spotkały się w sympatycznej restauracji "Maltańska" aby ostatni raz pobyć ze sobą, wspólnie pokolędować i podzielić się opłatkiem. Czarowne pastorałki recytowały Lidka Piechowicz i p. Urszula Lauferska. Solo kolędy śpiewały Lidka i Ala Wilkniewska a my dzielnie im sekundowaliśmy. Był tradycyjny barszczyk wigilijny, ryba i pierogi a przede wszystkim wspólny opłatek. Życzyliśmy sobie szczerze i serdecznie a i łezka wzruszenia w oku się zakręciła. Wszak to wzruszające spotkanie jednoczące serca i myśli. Powspominaliśmy nasze eskapady i przygody wspólnie przeżyte na szlakach. Nie chcieliśmy się rozstać, bo tak dobrze być razem z przyjaciółmi. A pod choinką znaleźliśmy ogromny kosz przepysznych jabłek od św. Mikołaja. Och, ten dobrotliwy święty wiedział co lubi turystyczna brać. A na dworze mrozik i śnieżek, cudowna zapowiedź Bożego Narodzenia.