Do Zawoi wróć !

Do Zawoi wróć!

Bo właśnie Zawoja, malowniczo położona u stóp Babiej Góry- królowej Beskidów- wieś, była w tym roku miejscem naszego letniego wypoczynku. Poznańscy członkowie klubu "Razem na szlaku" tworzyli miłą atmosferę, do tego piękna słoneczna pogoda... A więc wszystko, co potrzebne do tego, aby miło spędzić urlop. Zgodnie ze zwyczajem panującym w tej grupie, na pierwszym wieczornym spotkaniu kierownik dokonał prezentacji wszystkich uczestników turnusu. Każdy z uczestników zobowiązany był powiedzieć kilka słów, aby inni poznali jego imię i głos. Choć przez jakiś czas te imiona i głosy myliły się jeszcze, nikt już nie czuł się obco.

Kierownik poinformował nas także o tym, co jest planowane na czas pobytu. A plany były ciekawe: osiem pieszych wycieczek w góry i trzy wycieczki autokarowe.

W góry prowadził nas wspaniały przewodnik pan Marek. Ci, którzy sami widzieć nie mogli, piękne krajobrazy podziwiali jego oczyma. Pan Marek pokazywał nam charakterystyczne dla tego regionu rośliny i kwiaty, budował z kamieni mostki, abyśmy bezpiecznie mogli przejść przez górskie strumyki. Zaprowadził nas także do Muzeum Babiogórskiego Parku Narodowego. Na ogół niewidomi niechętnie chodzą do muzeów, bo większość eksponatów znajduje się za szybą lub sznurkiem. Tylko z sympatii dla pana Marka nie protestowaliśmy. A tu czekała nas miła niespodzianka. W muzeum spędziliśmy ponad trzy godziny i nikt się nie nudził. Prawie wszystkie eksponaty można było dotknąć. Oglądaliśmy więc jedni rękoma, drudzy oczyma ptasie gniazda, małego zajączka, dużego niedźwiedzia, lisa i sarenkę. Można było usłyszeć ich głosy: piękny śpiew ptaków i groźny ryk niedźwiedzia, a także odgłosy burzy w okolicach Babiej Góry. Największą niespodzianką i atrakcją była plastyczna mapa okolic Babiogórskiego Parku Narodowego. Na mapie tej zaznaczone były najważniejsze obiekty w Zawoi, drogi, dróżki i szlaki turystyczne, rzeki, tereny leśne, góry i doliny. Trasę na Babią Górę najpierw poczuliśmy pod palcami rąk, a na drugi dzień pod stopami.

Babia Góra, zwana Matką Niepogody, tym razem przywitała nas wielkim upałem. Po tej wyprawie kilkoro z nas wracało w charakterze górskiej pieczeni. Pokój naszego dobrego ducha, czyli pielęgniarki Ewy, był tego wieczora chętnie odwiedzany. Modne stały się szaliki z Pantenolu i peleryny z Kolastyny.

Równie ciekawe były wycieczki autokarowe. W Wieliczce słuchaliśmy legend o świętej Kindze i scen o pracy górników soli. Wędrowaliśmy podziemnymi korytarzami i zwiedzaliśmy poszczególne komory, pozostałe po wydobyciu soli. Ci, którzy widzieli, mogli podziwiać piękne solne rzeźby. Dotknąć zbyt wiele się nie dało, lecz atmosfera kopalni i tak pozostanie w naszej pamięci.

Wielką frajdą była dla nas kąpiel w basenie z wodą ze źródeł termalnych w Oranicy na Słowacji. Lało wtedy jak z cebra, a my w odkrytym basenie pełnymciepłej wody, moczyliśmy swoje cielska nie zauważając ulewy. Najtrudniej było pokonać w tym deszczu przestrzeń między przebieralnią a basenem. Opłacało się zaryzykować.

Na refleksję i rozmowy z własnym sumieniem mieliśmy trochę czasu w Kalwarii Zebrzydowskiej. W Zakopanem, w kościele na Krzeptówkach, przez chwile powierzaliśmy Panu Bogu nasz wypoczynek. Nasze stopy długo będą pamiętać wszystkie kamienie niebieskiego szlaku, gdy schodziliśmy z Kasprowego Wierchu przez Czarny Staw i Murowaniec do Kuźnic. Kasprowy Wierch zaliczyliśmy jak większość ceprów bez trudu, bo kolejką, alezejście zapamiętamy na bardzo długo.

Wolny czas spędzaliśmy przy ognisku śpiewając piosenki rajdowe, harcerskie i znane przeboje.

Również przy ognisku specjalnie dla nas muzykę, śpiew i gawędy związane z regionem prezentował młodzieżowy zespół folklorystyczny. Płci pięknej szczególnie spodobała się gawęda o "koziorkowym" zabiegu, czyli sposobie na poskromienie niesfornego męża. Ci, którzy nie mogli zobaczyć pięknych góralskich strojów, mieli okazję dotknąć ich na żywych modelach.

Żal było rozstać się z Zawoją i przyjaciółmi. Myślę, że jeszcze tu kiedyś wrócimy, aby w górach cieszyć się życiem.